Broniliśmy miasta przed wodą
Na most im. Tadeusza Kościuszki cały dzień przychodzą mieszkańcy Nysy. Patrzą na rwącą rzekę przepływającą pod przeprawą. "Zastanawiam się, czy może być jeszcze gorzej niż w nocy?" – powiedział pan Mariusz.
Most jest zamknięty dla ruchu samochodowego. Pilnują go policjanci. Przejeżdżają tędy jedynie samochody służb. Nieopodal na ul. Wyspiańskiego wzdłuż rzeki poukładane są worki z piaskiem. To tu w nocy trwała walka o to, by woda nie wdarła się do miasta.
Nieopodal, przy jednej ze szkół średnich, zorganizowany został punkt dystrybucji wody pitnej dostarczanej przez Rządową Agencję Rezerw Strategicznych. Rozdają ją żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej. To tutaj reporterzy PAP spotkali panią Wandę, mieszkankę osiedla Kościuszki.
"Woda w kranach nie nadaje się do picia, dlatego przyszłam tutaj. Zanim zaczęła się powódź, zrobiłam zapasy, ale one powoli się kończą" – opowiedziała emerytka.
Kobieta zaznaczyła, że najgorsze już za nimi. "Żołnierze nam pomagali, policjanci, strażacy. Ale też sami ludzie ruszyli, by zatamować wodę. W nocy mój syn i sąsiedzi skrzyknęli się i poszli układać worki z piaskiem. Mieszkańcy sami ratowali miasto przed powodzią" – dodała seniorka.
Niedaleko ul. Obrońców Tobruku zastawiona jest samochodami mieszkańców miasta, którzy zostawili je tam, bo jest ona położona wyżej. Tutaj woda z Nysy Kłodzkiej ich by nie dosięgła. Na końcu ulicy jest zabytkowy Fort Prusy. Spędziło w nim noc kilkanaście osób, które uciekły z położonego niżej terenu.
Na podłodze poukładane są materace i karimaty. Przy ścianach leżą torby z darami – koce, ciepłe ubrania. Wszystko, co może się przydać ludziom, którzy uciekli przed powodzią.
"Każdy, kto zdecydował się ewakuować, wziął tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Ale tutaj dostaliśmy to, co pozwoliło nam przetrwać do rana" – powiedziała jedna z kobiet, które w forcie spędziły noc z poniedziałku na wtorek. "Było nas tu więcej, ale część poszła zobaczyć, czy już mogą wracać do siebie. My czekamy na jakieś informacje, czy też możemy już iść do domu" – dodała druga.
Niektórzy mieszkańcy nocleg zorganizowali sobie sami. Mieszkanka Nysy Milena, która sama ewakuowała się z mieszkania, powiedziała PAP, że zrobiła to tylko dlatego, że ma małe dzieci.
"Widziałam, że rzeczka wylewa, że woda zaczęła podchodzić pod garaże, idzie w kierunku mieszkań. Przeniosłam się w bardziej bezpieczne miejsce. Myślę, że dziś będziemy mogli zobaczyć, jak to wygląda w naszym mieszkaniu, bo udało się zabezpieczyć obie wyrwy, więc chyba jesteśmy uratowani i możemy trochę odetchnąć" – dodała.
mark/ mchom/ jpn/